Komentarze: 4
Dzisiaj dzien jak codzien, byla beka. Na chemi załatwialismy koledze szpryche ale on mial na nia wyjebane i porownal ja do trabanta nastepnie stwierdzil ze jest krzywa
i zapytal "skad bierzecie takich uchodzców? Z kazachstanu? Chcielismy mu odpalic dyszke (czyt 10zł czyli dwa razy po 5) zeby z nia chiodzil ale on nie chciał. Szprycha by nam dawala dwie dyszki za tydzien chodzenia z ziomkiem.
Czyli byla by dyszka dla niego i po rzetelnej piatce dla nas. Po lekcjach przyplatały sie do nas dwie maniury. To jak przystalo na ludzi z miasta odprowadzilsimy je na przystanek autobusowy. Stoimy z przystanku widac jak nasz pociag wjezdza na peron PKP, myslimy "odjedzie" no ale trudno trzeba czekac. Ich autobus nadjechal one zamiast z nami pogadac jeszcze to taki huj wielki i z taka wstawka do nas " nie bedziemy czekac", pojechaly... Rozkminilismy, ze pociag nadal stoi chociaz stoi juz od 4min :P No ale coz rozkminiajac dalej dochodzimy do wniosku, ze czeka na nas... Wiec biegniemy... momentami osiagamy predkosc swiatla.... w zakrety wchodzimy jeden po zewnetrznej drugi po wewnetrznej... po drodze prawie gleby na ryj. Zdazylismy - wsiadamy do pociagu i pociag rusza.